niedziela, 18 sierpnia 2013

Kaskrut

Odwiedziłam ostatnio Kaskrut przy Poznańskiej w Warszawie.
Ponieżej moja recencja zamieszczona na Gastronautach.


Nagle zagrzmiało! Najsłynniejsze blogi kulinarne jak na komendę zaczęły pisać o Kaskrut i to nie byle jakie, ale bardzo pochlebne opinie. Na takie słowa zachęty już przy pierwszej możliwej okazji pośpieszyliśmy, aby zobaczyć o co w tym wszystkim chodzi. 

Z uwagi na ograniczoną ilość miejsc nie przyjmują tam rezerwacji, więc kto pierwszy, ten lepszy. Niezrażeni tym faktem wybraliśmy piątkowe popołudnie na naszą pierwszą wizytę. 


Centrum miasta, miłe niezobowiązujące miejsce. Otwarta kuchnia, gdzie uwija się trzech kucharzy. Niestety, nie trafiliśmy na słynnego w kręgach kulinarnych Warszawy szefa Adama Leszczyńskiego, ale liczymy, że jeszcze będziemy mieli tą okazję. 


Menu ma się zmieniać co tydzień lub dwa, więc wszystkie dostępne dania wypisane są na tablicy. Żadne z nich nie przekracza 30 złotych, co też stanowi swojego rodzaju osłodę. Dania wegetariańskie oznaczone są literką "V". 

Przemiła obsługa, w tym sam właściciel wprowadza nas w znakomity nastrój. 

Wybieramy na start ja: sałatkę z pomidorów, fenkuła i pianki z ogórka z czarnuszką (nie wspomina o niej menu, więc moje szczęście jest jeszcze większe) on: gazpacho z arbuza z granitą pomidorową. Dania dostajemy ekspresowo. Jest lekko, odświeżająco, idealnie na tą porę roku. 


Czas na dania główne. Wybieram risotto z herbatą Konacha z bobem i ziołami, które jest jak balsam dla podniebienia. Mój towarzysz decyduje się na kanapkę z wołowiną, batatami i kapustą, którą podjadam z zadowoleniem. 


W krótkim oczekiwaniu na deser rozmawiamy z właścicielem o jedzeniu, o koncepcji miejsca i jesteśmy absolutnie na tak. Kaskrut to lokal, gdzie można zjeść szybko a do tego cena jest bardzo przystępna. 


Zwieńczenie naszej wizyty to dwa absolutnie genialne desery. Pierwszy składa się z ciemnej czekolady, rabarbaru i gęstego sosu pomarańczowego. Drugi z białej czekolady, ogórka i jabłka. Obłędne smaki. Wymieniamy się talerzami, próbując zdecydować, który jest lepszy. Decyzja niełatwa do podjęcia, ale wygrywa biała czekolada z ogórkiem. 


Jest jedna rzecz, którą mogę zaliczyć jako minus, choć tak naprawdę nim nie jest. Chodzi o zastawę, na której jada się w Kaskrut. Przy daniach tak smacznych, kiedy ma się ochotę zrobić dziurę w talerzu, aby nie przegapić żadnego kąska, dźwięk sztućców jeżdżących po talerzach stanowi ogromny ból dla uszu. 


Niezależnie od wrażliwości na tego typu dźwięki, moja wrażliwość smakowa jeszcze niejeden raz zaprowadzi mnie w to miejsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz