sobota, 14 września 2013

Żurawina


Kolacja z mężem. Niezbyt daleko od domu. Głód dosyć duży. 

Zjawiamy się w Żurawinie około 19:00. Wybieramy stolik przy przeszklonej ścianie. Od razu uznajemy, że podoba nam się to miejsce. Wnętrze jest wysokie i bardzo przestronne. Dominują biele i szarości. Powili zapada zmrok, a w środku światło nie przytłacza. Jest delikatnie ściemnione przez co opanowuje nas miły nastrój.

Zamawiam sałatkę z jadalnymi kwiatami, wędzoną kaczką, pomarańczą i pecorino. Małżonek decyduje się na rib-eye z pieczonymi ziemniakami i sałatą rzymską.
Do tego odpowiednio Chianti Pogni oraz Chateua Tessier.

Rozmawiamy, obserwujemy ulicę do momentu kiedy dania zjawiają się przed nami.

Sałatka łączy w sobie wiele smaków. Słone pecorino, słodka pomarańcza, lekko kwaśnawe pestki granatu i kulminacja w postaci kremowej kaczki. Smacznie choć zbyt mało jak na stopień mojego głodu.

Stek jest poprawny. Niefortunnym pomysłem jest położenie go na pieczonych ziemniakach, które przesiąkają sokami wypuszczanymi przez mięso.

Jedzenie jedzeniem ale głód pozostał. Rezygnując z deseru decyduję się na tatara z wołowiny z tostami melba i jajkiem przepiórczym, podczas gdy mój mąż zamawia  czekoladowy Fondant z lodami waniliowymi. Wygląda to śmiesznie ale czy ktoś mnie ocenia ;-)

Bardzo przyjemne miejsce. Jeśli karta się zmieni możemy tam jeszcze zajrzeć. Obsługa na wysokim poziomie. Mam sentyment to miejsc gdzie kelner zaczyna wizytę przy stoliku od słów: "Witam serdecznie, mam na imię Marcin i dziś będę Państwa obsługiwał".

Zdjęcia robione wieczorem, więc nie są najwyższych lotów. Poglądowo jednak.





http://zurawina.eu
https://www.facebook.com/zurawino


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz